Mijały kolejne sekundy, minuty, kwadranse, godziny...
Miałam wrażenie jakby cały świat stał w miejscu, a czas nieuchronnie płynął bez względu na cokolwiek.
I ciągle nic nie było wiadomo.
I dlaczego właśnie w takich chwilach przypominają mi się najpiękniejsze chwile mojego całego cholernego życia, które spędziłam z moim tatą?!
Pieprzony paradoks.
Czułam się jak w jakimś amoku. Lekarze wybiegali z sali, krzyczeli coś do siebie nawzajem, mama siedziała na krzesełku obok płacząc rzewnie ignorując słowa pocieszenia z ust cioci, które i tak na nic się w tej chwili nie zdadzą.
No bo niby po co mówić :,,nie martw się, wszystko będzie dobrze..."?
Nic nie będzie dobrze!
Operują go już od kilkunastu godzin, jakby miało być dobrze, to byłoby.
Cholera, jak ja mogę tak w ogóle myśleć, mówić? Przecież to mój tata!
Energicznym ruchem odbiłam się od chłodnych, sterylnie czystych białych kafli. Lekko zakręciło mi się w głowie, momentalnie oparłam się o ścianę.
Miałam wrażenie jakby w mojej głowie był dynamit rozwalający ją od środka i uporczywie odcinający mi dopływ do mózgu i możliwości logicznego myślenia.
Byłam jak małe, zagubione dziecko, które wie, że musi coś zrobić, ale nie wie co i świadomość tego wprowadza je w istny szał.
Tyle, że ja już nie byłam dzieckiem. Miałam 23 lata i spory bagaż doświadczeń, więc powinnam doskonale wiedzieć jak się zachować. Zwłaszcza, że studiuję psychologię.
Możecie myśleć co chcecie, ale czytanie o czymś w podręczniku, a doświadczenie tego na własnej skórze to zgoła dwie zupełnie odmienne rzeczy.
Chodziłam nerwowo z kąta w kąt od czasu do czasu zatrzymując się i waląc w ścianę chcąc dać upust swoim emocjom, które ani na minutę nie opadały, a wręcz przeciwnie- z każdą kolejną minutą czekania czułam się coraz gorzej.
To wszystko zaczęło mnie przytłaczać.
Jeszcze wczoraj wszystko było ładnie, pięknie, kolorowo i uroczo. Czułam się jak księżniczka w swoim majestatycznym zamku szykując się do wyprawy z rodzeństwem, ciocią, wujkiem i kuzynami.
Miało być tak pięknie. Mieliśmy zdobywać górskie szczyty i po prostu świetnie się bawić.
Paradoksalnie wyszło zupełnie odwrotnie.
Cholera! Gdybym wtedy z nim pojechała to nie doszłoby to tego pieprzonego wypadku! Czemu?
Czemu nie mogłabym nie zauważyć, że nie ma tych cholernych kiełbasek?! Moglibyśmy jechać bez nich, albo pożyczyć od kogoś, cokolwiek!
Nagle zrobiło mi się gorąco.
Opadłam na krzesełko i schowałam twarz w zimnych dłoniach choć na chwilę odczuwając tak bardzo upragnioną ulgę.
Nie miałam pojęcia ile tak chodziłam w kółko mrucząc coś bezsensownego pod nosem, kompletnie straciłam poczucie czasu, które i tak było zbędne.
Zapadłam w chwilowy letarg, z którego wybić mnie był w stanie tylko szorstki i niski głos lekarza, który właśnie wyszedł z sali.
Jego słowo długo obijały się echem w mojej głowie, a ja za nic w świecie nie mogłam dopuścić do siebie ich znaczenia.
Wstałam powoli po czym łapiąc się za głowę upadłam na posadzkę.
Traciłam kontakt z rzeczywistością, twarze zaczęły się zamazywać, głosy przyciszać.
Leżałam tam nad tuzinem ludzi powtarzających moje imię jak w amoku i starających się mnie ocucić.
Ale w mojej głowie brzęczały tylko te dwa słowa, przez które wszystko się rozpadło: ,,nie żyje". . .
***
Witajcie! Prolog
wyszedł dość krótki, ale treściwy.
Na razie nie zdradzę o kogo chodzi i kim jest bohaterka- to taka słodka tajemnica :)
Mogę tylko obiecać, że w następnym rozdziale (dłuższym od prologu) sytuacja zacznie się powoli klarować.
No i cóż więcej?
Następny rozdział w niedzielę ;)
czytasz=komentujesz=motywujesz
Całusy
Cheryl :*
Intrygujące- to słowo chyba najlepiej opisuje cały prolog i jego klimat.
OdpowiedzUsuńZ radością zauważam, że po tych prawie trzynastu miesiącach Twój styl pisania uległ zmianie (nie żeby wcześniej mi się nie podobał, nic z tego).
Jest takie jakby dojrzalsze?
Nie ważne, bardzo zaciekawiłaś moją osóbkę tym opowiadaniem i liczę już godziny do niedzieli :)
Fajnie, że pozostawiłaś tu taką sferę niedomówień, wtedy ja czytając mogę sobie to sama dopowiedzieć :D
Nie wiem jak inni czytelnicy, ale mnie się to bardzo podoba.
Miał być skromny, acz treściwy komentarz a to to już się przeradza powoli w monolog, więc już starczy tej paplaniny :D
Informuj mnie na gg w razie gdyby rozdział pojawił się wcześniej.
PS I jeszcze takie pytanko: bohaterką jest córka Tytka lub Wojtka z Till death do us part?
Dzięki za miłe słowo, to dużo dla mnie znaczy
UsuńA co do Twojego pytania, to powiem tak: nie wszystko musi być tak oczywiste na jakie wygląda, odpowiedź na to pytanie poznasz w niedzielę ;)
na poczatku to muszę Ci powiedzieć, że bardzo się cieszę, że wróciłaś. i od razu z jaką bombą, że tak powiem, bo to, co właśnie przeczytałam jest po prostu niesamowite. szczególnie końcówka dała mi wiele do myślenia i dlatego wprost nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału, w którym zapewne znajde odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie teraz pytania. zaciekawić to Ty umiesz. ;)
OdpowiedzUsuńwitam!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie przeszkadza Ci, że jestem fanką Realu, bo bardzo spodobał mi się prolog i zamierzam śledzić Twoje opowiadanko! :D :*
Bardzo ciekawi mnie główna bohaterka, zdradzisz chociaż jak wygląda??? :)
Życie dało jej niezłego kopa, nie potrafię sobie nawet wyobrazić co czułabym gdyby któreś z moich rodziców zmarło, naprawdę jej współczuję... Liczę jednak, że dozna więcej szczęścia niż smutku, że wszystko jakoś się ułoży i że niebawem stanie na nogi! :)
Świetnie piszesz, zazdroszczę weny!
Zapraszam w wolnych chwilach do mnie: http://sophieicristiano.blogspot.com/ Chociaż piszę o piłkarzu z Realu, mam nadzieję, że spodoba Ci się moje opowiadanko... ;) :*
Dzięki za miłe słowa :)
UsuńCo do bohaterki, to poszłam za radą przyjaciółki i nie ujawniłam jej wyglądu.
w mojej wyobraźni jest bardzo podobna do mamy (tu trzeba zajrzeć do I serii, ale najpierw poczekać na 1 rozdział aby dowiedzieć się kto jest jej mamą :p ), ale w Twojej może wyglądać zupełnie inaczej.
Z chęcią zajrzę na Twojego bloga, bo chociaż jestem Cule, to Cr7 bardzo podziwiam i jestem w trakcie czytania książki o nim :)